Jedenastka! Ile to już czasu minęło! dwa lata, potem liceum, studia, praca zawodowa a teraz emerytura. Dwa lata w Szkole podstawowej nr 11 do dzisiaj pamiętam.

 

      Sierpień 1958, opuszczamy rodzinna wieś  Czukiew, powiat Sambor i wracamy do Polski. Ostatni moment, Ci którzy nie wyjechali nie mieli już możliwości powrotu  do Ojczyzny. Los rzuca naszą rodzinę do nowo budującego się miasta Tychy. W listopadzie mamy już swoje mieszkanie i trzeba iść do nowej szkoły, do Jedenastki. Nasza sala lekcyjna znajdowała się na piętrze, od wschodu, więc na lekcjach było jasno. Na dole były szatnie, każda klasa miała swój boks. Nie pamiętam, żeby komuś coś zginęło. Na pierwszej lekcji języka polskiego polonistka pani Maria Tyrkiel każe na tablicy napisac swoje nazwisko. Wykaligrafowałam. Potem pyta jakie lektury przeczytałam? nie rozumiałam pytania, gdyż słowo lektura było mi nieznane. Początki w nowej szkole były trudne, lecz na innych przedmiotach było łatwiej. Matematyki uczył nas pan Hubert Białoń. nie miałam z nią żadnych problemów, wystarczyło uważać na lekcji. Nauczyciel języka rosyjskiego myślał, że dzieci ,które przyjechały ze Związku Radzieckiego umieja mówić po rosyjsku, a to nie zawsze była prawda. W domu mówiło się po polsku, w szkole na lekcjach kaleczonym ukraińskim,  a na przerwach po polsku, bo cała klasa to polskie dzieci. Język rosyjski wszedł w 3 klasie, więc niewiele się go umiało.

 

      Tu w naszej klasie było dużo dzieci ze wschodu. Jedni przyjechali z Białorusi, inni z Ukrainy. mówiliśmy po polsku, ale miękko i melodyjnie, więc miejscowi uczniowie przezywali nas "ruscy'. Pewnego  razu, któryś z chłopaków nazwał na przerwie dziewczynke "ruska", usłyszał to nauczycielka no i oberwało mu się za to.

 

      Z zajęć szkolnych pamiętam chór i lekcje śpiewu, które prowadził kierownik szkoły pan Ignacy Ciągło. Przychodził z akordeonem i uczył nas śpiewać. Piosenki te pamiętam do dziś. W szóstej klasie były jeszcze lekcje religii. Pamiętam apele szkolne, które odbywały się na korytarzu. Już nie wiem o czym mówiono, ale przebiegały dośc sprawnie i nie były długie, bo nie zarywały lekcji. Po wywiadówkach kiedy mama pytała w domu o przyczyny niskiej oceny z przedmiotu, to nie odważyłabym się powiedzieć złego słowa o nauczycielu, bo byłabym ukarana przez rodziców. Tak było aż do skończenia liceum. 

park2

 W siódmej klasie sadziliśmy drzewka na skwerku przed szkołą, do dzisiaj tam rosną. Bardzo długo pamiętaliśmy kto, które posadził, lecz czas zaciera obraz.

 

W okresie pracy zawodowej spotkałam sie z nauczycielką Szkoły Podstawowej nr 11 panią Marią Kościańczuk, która aktywnie pracowała w Związku Nauczycielstwa Polskiego i zawsze ciepło, i z uznaniem wypowiadala sie o nauczycielach. Po latach wspominam z sympatią czas podstawówki, która przygotowała nas do dalszej nauki w liceum, a wielu z naszej klasy skończyło studia wyższe.

 

 

Janina Półtorak